Stoję na scenie
Scenie strachu i wątpliwości
To pusta sztuka
Lecz i tak otrzymam oklaski
Moje ciało jest klatką
Powstrzymującą mnie od tańca z moją miłością
Mój umysł kryje klucz
Żyję w wieku
Który nazywa ciemność światłem
Choć moja mowa jest martwa
Kształty wciąż wypełniają moją głowę
Muzyka: Arcade Fire - "My body is a cage"
15 listopada 1999
Obudził go wypalający wnętrznościa odór śmieci i wymiotów. Uchylił spuchnięte, sklejone ropą powieki i poruszył się niespokojnie na malutkich kawałkach szkła, rozsianych w promieniu dwóch metrów. Powoli wracał do rzeczywistości. Przypominał sobie wydarzenia od wyjścia z pociągu aż do widoku zgniłego mięsa z czyjegoś obiadu, much i pieluch.
Nagle, niczym sztormowa fala, uderzył w niego ból. Bolało go całe ciało, chociaż niektóre miejsca piekły mocniej niż inne. Jęknął i chwycił się kurczowo za brzuch. Wydawało mu się, jakby coś rozrywało go od środka.
Gdy tak kulił się na gołej ziemi, jak z mgły wyłoniło się wspomnienie ciemnej postaci w długim płaszczu, wyjmującej mu coś z zalanych krwią ust, rozwiązującej silne więzy na jego nadgarstkach i kostkach, opatrującej go z grubsza i wciskającej mu mały pakunek do kieszeni. Jak na zawołanie poczuł niewielkie zgrubienie w okolicach uda. Sięgnął tam i wyciągnął owiniętą sznurkiem chustkę. Z trudem rozwiązał supeł drżącymi rękoma, i wysypał zawartość na ziemię.
W świetle ulicznej latarni dojrzał parę tabletek, chusteczki i zwiniętą kartkę papieru. Natychmiast połknął wszystkie tabletki, nie zważając na ich przeznaczenie czy ilość. Miał tylko nadzieję, że w magiczny sposób ulżą jego cierpieniu. Zamknął oczy i leżał nieruchomo przez kilka minut, aż poczuł, że ból odpływa. Wziął do ręki kartkę i przeczytał:
Jeżeli to czytasz, Ron, natychmiast wstań. Możliwe, że kręcą się jeszcze w pobliżu.
Na pewno masz wiele pytań, dlatego czekam na Ciebie w pobliskim parku. Będziesz wiedział jak mnie znaleźć. Wybacz, że nie mogłem Ci bardziej pomóc, ale muszę też dbać
o własną skórę.
Do zobaczenia!
- T.
Pomimo bólu Ron wstał i pokuśtykał w stronę parku. Nie wiedział czemu, ale ten T. wzbudzał w nim zaufanie, niczym stary przyjaciel. Nadal był zlękniony po napadzie. Cały czas odwracał głowę, sprawdzając, czy nikt go nie śledzi. Starał się zagłuszyć strach, myśląc o Hermionie, ale to powodowało, że czuł się jeszcze gorzej. Cały czas obwiniał się o rozpad ich związku i o to, że Hermiona przez niego tak bardzo cierpiała.
Po kwadransie powolnego marszu, który stawał się coraz bardziej dołujący, obolały i wykończony dotarł do bram parku. Uchylił skrzypiącą furtkę i ruszył największą alejką.
Odruchowo sięgnął po różdżkę i trzymając ją teraz w dłoni, oświetlał sobie drogę magicznym światłem.
- Ron, tutaj! - usłyszał znajomy głos i odwrócił się w jego kierunku.
Parę chwil zajęło mu rozpoznanie znajomej twarzy, tak bardzo zmienionej, odkąd ostatni raz ją widział.
- Harry! Stary, jak dawno cię nie widziałem - uśmiechnął się i uściskał z nim..
- Też cieszę się, że cię w końcu widzę, ale nie mamy sporo czasu - wyjaśnił Harry, ruszając wgłąb parku. - Po tym jak razem z Hermioną wyprowadziłeś się z Nory wiele się zmieniło. Parę miesięcy po tym, jak zamieszkaliście w Londynie, do Nory przybył Kingsley Shacklebolt. Okazało się, że aurorzy mają kłopot z wyłapaniem wszystkich Śmierciożerców. Część z nich uciekła za granicę, ale większość jakby zapadła się pod ziemię. Z Ministerstwa zaczęli też znikać ważniejsi urzędnicy, o których nieoficjalnie było wiadomo, że mieli coś wspólnego z Voldemortem. Kingsley ostrzegł nas przed możliwym niebezpieczeństwem. Następnego dnia znaleziono go martwego we własnym gabinecie.
- Jak to możliwe, że nie wiedziałem o śmierci Ministra? - mruknął pod nosem Ron, zdając sobie sprawę, jak bardzo odsunął od siebie Świat Magii.
- Po tym morderstwie wszystko ucichło na dobry rok - kontynuował Harry. - Dopiero od miesiąca zaczęły się podejrzane porwania. Na samym początku byli to najmniej ważni urzędnicy Ministerstwa. Znikali i po tygodniu znajdowano gdzieś ich ciała. Czasami przy zwłokach leżały jakieś dziwne przedmioty, martwe węże albo liściki zapisane krwią “Nadchodzimy”. Dlatego Podziemie wznowiło działalność.
- Podziemie? - zdziwił się Ron.
- Razem z paroma osobami z dawnej Gwardii Dumbledore’a założyliśmy je tuż po śmierci Kingsley’a. Właśnie tam idziemy. - Harry uśmiechnął się lekko pobłażliwie i zaczął wyjaśniać dalej. - Te porwania robią się coraz poważniejsze. Ostatnio znaleziono starego Amosa Diggory’ego.
- Jak bardzo był… sponiewierany? - zapytał cicho. Pomimo że prawie nie znał Diggory’ego, poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu.
- Nie poznałbym go, gdyby mi nie powiedzieli - głos Harry’ego lekko zadrżał. - Ale inni wyglądali gorzej. Kiedy porwali Mafaldę Hopkirk, wysłali do rodziny pocztą ucho z jej kolczykiem. Nic więcej o niej nie wiemy.
- Te zniknięcia pewno wywołują panikę w Ministerstwie?
- Staramy się niczego nie nagłaśniać, ale po całym Świecie Magii krąży ostrzeżenie przed samotnymi spacerami w nocy i tak dalej.
- Jak wiele…?
- Piętnaścioro.
Zapadła długa cisza. Skręcili teraz we Friary Road i po paru minutach weszli do starej kamienicy. Zeszli schodami do piwnicy, gdzie znajdowały się kolejne drzwi. Harry stuknął w nie różdżką i ich oczom ukazało się wnętrze windy.
- Jedziemy do poziomu -4 - odezwał się Harry i nacisnął odpowiedni guzik. - “Zaopatrzenie i punkt medyczny”.
- A pozostałe poziomy? - zapytał z ponurą ciekawością Ron, opierając się ciężko o ścianę. Tabletki powoli przestawały działać.
- Poziom -6 to “Ściśle tajne” - tłumaczył Harry, wskazując kolejne guziki w windzie. - -5: “Strategia. -3: “Treningi i testy”. -2: “Szpiedzy”, a nad -1 jeszcze pracujemy. Każdy z Podziemia jest przydzielony do odpowiedniego poziomu. Ja jestem w “Treningach i testach”, Neville w “Zaopatrzeniu i punkcie medycznym”, ale planujemy przenieść go do poziomu -1.
- Co jest na poziomie -6?
- Pokażę ci. Jako jeden z niewielu mam dostęp na wszystkie poziomy - uśmiechnął się porozumiewawczo do Rona. - Ale najpierw musimy cię podreperować.
Ledwo skończył to mówić, drzwi znowu się otworzyły. Przeszli przez ciemny korytarz i Harry postukał palcami we fragment ściany, jakby coś wpisywał. Usłyszeli syk i nagle uderzyło w nich bardzo jasne światło. Znaleźli się w wielkiej, metalowej sali, wypełnionej po brzegi lodówkami, zamrażarkami, szafami z różdżkami i mugolską bronią.
- Imponujące - odparł Ron, rozglądając się dookoła.
Stał przez dłuższy czas, przypatrując się małym, podłużnym pudełkom, które wywoływały tyle wspomnień. Pierwsze zakupy na Pokątnej, pierwsza różdżka, pierwsze spotkanie z Harrym i Hermioną…
- Ron, idziesz?
Usłyszał Harry’ego, który otwierał kolejne drzwi. Ruszył ku niemu, a jego kroki odbijały się echem od metalu.
- A tak właściwie, to czemu w liścikach podpisywałeś się “T.”? - zapytał, kiedy siedział na kozetce w dużej sali szpitalnej. Młody czarodziej w białym kitlu opatrywał jego głowę i ramię, uśmiechając się uprzejmie.
- Każdy z nas ma tutaj pseudonim - zaczął tłumaczyć Harry. - Na przykład ja, jestem Tomas. Mark to Hugh - wskazał na lekarza, który kiwnął głową potwierdzająco.
- Cóż, myślę, że wszystko już w porządku - odezwał się po minucie Mark. - Gdyby jeszcze coś ci dolegało to wpadaj. A teraz lepiej idźcie, za chwilę podadzą kolację.
Przyjaciele ruszyli w stronę trochę bardziej przytulnej sali, w której pachniało przygotowanym jedzeniem. Ron od progu zauważył wiele znajomych twarzy, siedzących przy stole. Poszedł za Harrym w kierunku przyjaciół i usiadł między Padmą Patil a Deanem Thomasem. Naprzeciwko rozmawiali Neville Longbottom, Ernie Macmillan i Angelina Johnson. Na drugim końcu stołu zauważył resztę Gwardii Dumbledore’a, dyskutującą ostro. Nie musiało minąć wiele czasu, aż Ron sam zaczął rozmawiać z dawnymi przyjaciółmi, gestykulując żywo.
Gdy podano do stołu szum rozmów zagłuszyło stukanie sztućcami o porcelanowe talerze. Największą popularność zdobyła sałatka jajeczna według przepisu pani Weasley, toteż zniknęła z półmiska, zanim ktokolwiek się obejrzał.
Ron wesoło rozmawiał z przyjaciółmi, wspominając dawne czasy i plotkując o tych ze znajomych, którzy byli nieobecni. Nagle usłyszał huk zamykanych drzwi i wszyscy zamilkli. Po sali rozległ się echem odgłos obcasów stukających o podłogę. Ron nie miał pojęcia kto wszedł do środka. Nie mógł też nic zobaczyć, więc zapytał siedzącego obok Deana.
- To Dorian Fry. Przez trzy lata był szpiegiem Zakonu wśród Śmierciożerców. Był ukrytą prawą ręką Voldemorta. Kiedy wygraliśmy Bitwę o Hogwart, wszystko wyszło na jaw. Śmierciożercy chcieli się na nim zemścić, a Zakon uznał go za Śmierciożercę, więc uciekł na dwa lata i pojawił się dopiero parę miesięcy temu.
Wszystkie oczy były wlepione w wysokiego, umięśnionego młodego mężczyznę, który nałożył sobie kromkę suchego chleba i trochę mięsa, i usiadł w kącie, jedząc wszystko lewą ręką. Z prawego mankietu wyzierała czarna dziura, w miejscu której powinna być dłoń.
Nic sobie nie robił z nieznośnej ciszy i czterdziestu par oczu, obserwujących każdy jego ruch.
- Podobno teleportował się do Indii, gdzie zaokrętował się na statku handlowym – odezwała się Angelina. – Pewnej nocy zaatakował ich piracki statek. Nie było go w ogóle widać w ciemnościach, bo był cały czarny. – „Mówią, że do dzioba uczepione były ludzkie czaszki”, wtrącił Neville. – Porwali go i paru innych młodszych mężczyzn, resztę zabili i wrzucili do morza. Nikt nie wie jak udało mu się wkupić w łaski piratów, ale wkrótce stał się drugim oficerem. Pół roku temu zakotwiczyli statek w pobliżu jednego z madagaskarskich portów. Fry poszedł na zwiady do dżungli, ale zapuścił się za daleko i napadło na niego lokalne plemię. Wbili mu dmuchawkami dziewięć zatrutych strzałek w kark i szyję. Dlatego teraz zawsze chodzi z podniesionym kołnierzem. Ma naprawdę paskudne blizny. – Padma wzdrygnęła się tak mocno, że prawie nie spadła z krzesła. – Siedział w niewoli przez dwa miesiące. Traktowali go jak nową atrakcję: zamknęli w klatce, dźgali patykami i śmiali się z jego reakcji. Nie karmili go dobrze, więc szybko zaczął przypominać szkielet. Wtedy szaman uznał, że Fry nie jest już zabawny i chcieli zorganizować ostatnie przedstawienie z nim w roli głównej. – „Najbardziej bolesną i brutalną śmierć, jaką znali”, wytłumaczył Ernie. – Jednak w ostatniej chwili Fry teleportował się na Grimmuald Place 12, gdzie po miesiącu znalazł go Harry. Zaproponował mu współpracę w Podziemiu, a Fry się zgodził.
Ron co chwila zerkał na tajemniczego mężczyznę, a z każdym kolejnym zdaniem odnajdywał w jego oczach, twarzy i postawie ciężar tych doświadczeń.
- Co stało się z jego dłonią? – zapytał prosto z mostu.
- Stracił ją wiele lat temu – odparł Harry. – Każdy ma inne zdanie na ten temat. Większość uważa, że odciął mu ją za karę Voldemort. Inni, że stracił ją podczas jednego z abordaży na statku pirackim, a jeszcze inni, że odcięli mu ją ludzie z plemienia i używali jako zabawki.
- Jednak oficjalnie odciął mu ją Voldemort. Ci, którzy znali go wcześniej, twierdzą, że tuż po stracie drastycznie się zmienił. Przestał się uśmiechać, stał się okrutny i oschły.
- Krążą plotki, że od tamtego czasu dziewczyny, które zaprowadza do swojego mieszkania co noc, nigdy z niego nie wychodzą – szepnęła Padma.
Cała siódemka zawiesiła wzrok na postaci schowanej w kącie. Ron wyrobił już sobie zdanie o nim i nie było ono bynajmniej dobre. Nic mu się we Fry’u nie podobało: czarne, długie do ramion włosy, ciemne jak noc oczy, bruzdy na twarzy, ciemny zarost i dziura w prawym mankiecie.
- Nie podoba mi się - mruknął Ron.
- Nie tobie jednemu - odparł Fry, zawieszając na Weasley’u zamrażające krew w żyłach spojrzenie.
I dobrze wiedział, że tym wzrokiem zmroził wszystkich w sali.
____________Jednak wyrobiłam się wcześniej! I dobrze, bo ten rozdział chodził za mną przez połowę wyjazdu :P
Chciałam tylko zaznaczyć, że tytuł rozdziału, cytat i w dużej mierze piosenka dotyczą Fry'a (moja najbardziej ukochana postać w całym moim ff. Zaraz przed Sethem).
Fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Ron jest taki... roniasty! Nie wiem, jak inaczej to powiedzieć :p Chodzi mi o to, że w tym rozdziale zachowuje się, jakby ciągle był tym chłopakiem, który kocha grać w szachy, lubi jeść czekoladowe żaby, który marzy o Pucharze Quiditcha, który walczył w GD, który brał udział w bitwie o Hogwart, który szaleńczo zakochał się w Hermionie... Jakby od czasów szkolnych wgl się nie zmienił. Mi się to podoba :)
Po drugie, pojawiły się inne postacie: Harry, Angelina, Parvati itd.
Po trzecie, postać Fry'a mnie zastanawia, ale po tym rozdziale nie można o niej dużo powiedzieć... Jest intrygująca i tajemnicza ;)
Życzę udanych wakacji i dużo weny :D
Pozdrawiam :*
Rozdział świetny. Zgadzam się bardzo podobał mi się Ron..takie jak był młodszym chłopakiem.To było niesamowite, bardzo ale to bardzo dobrze czytało mi się. Na pewno zaobserwuję twojego bloga ♥♥
OdpowiedzUsuńA i ja zapraszam do siebie.
Blog o Ronie i Hermionie.
http://roniona-truelove.blogspot.com/
Będzie nas wiecej :)
Uuu, Dorian Fry! Z opisu wyglądu wnioskuje, że wygląda trochę jak Snape? Ciekawe czy on też nie myje włosów xd
OdpowiedzUsuńTrochę mnie rozśmieszył fragment: "Z prawego mankietu wyzierała CZARNA DZIURA, w miejscu której powinna być dłoń." ponieważ dosłownie sekundę wcześniej napisałam wiadomość na fejsie: "Twój żołądek jest jak czarna dziura".
Przypadek? Nie sądzę.
Opis okrucieństw na członkach ministerstwa jest niesamowity a zwłaszcza list z uchem i kolczykiem.. - mistrzostwo.
Aż się boje spytać skąd taki pomysł xD
Internet kiepsko mi chodzi, więc moją cierpliwość stać tylko na jeden komentarz.
OdpowiedzUsuńWszystkim dziękuję za miłe słowa! Nawet nie zwróciłam uwagi na Rona i jego zachowanie :P Starałam się tylko jakoś przetrwać ten rozdział, wszystko wyjaśnić, trochę Was wystraszyć i lecieć dalej. Ale cieszę się, że tak wyszło.
Co do Doriana, to widzę, że Was też zaintrygował :D I nie, Olu, nie wygląda jak Snape >.< Wygląda mniej więcej tak: http://people1974.com/images1/ben-barnes-6.jpg
Obiecuję, że zrobię stronę z bohaterami, ale na razie muszę ich wszystkich ogarnąć, dopracować szczegóły i to wszystko spisać. Poza tym boję się, że kogoś pominę :P
Co do opisów tych wszystkich porwań i ucha z kolczykiem to pomysły po części wzięły się z tego, że chwilowo utknęłam w klimatach francuskiego dworu w XVI w. podczas wojen religijnych. Spodziewajcie się publicznych egzekucji i tortur.
Udanej końcówki wakacji! xx