24 sierpnia 2014

Rozdział 6. - "Więzienie jest niczym, jeśli będziesz przy mnie".

Białe kreski, uroczy chłopcze, tatuaże.
Nie wiesz, co znaczą?
Są wyjątkowe, specjalnie dla ciebie.

Muzyka: Lana Del Rey - "Florida Kilos"

15 i 16 listopada 1999
  Po wielkiej, wyłożonej marmurem łazience rozległo się stanowcze pukanie. Od wielkich, szklanych okien, sięgających od podłogi aż do kilkumetrowego sufitu, odbijało się światło padające z kryształowego żyrandola. Smukła postać z pomalowanymi na czerwono ustami siedziała w wielkiej, złotej wannie na samym środku łazienki. Piana prawie wylewała się na podłogę, zakrywając całe ciało dziewczyny, oprócz ramion i głowy. Szary dym ze świeżo zapalonego papierosa okalał jej głowę.

- Proszę - zawołała zachrypiałym od długiego milczenia głosem.
Drewniane drzwi otworzyły się gładko i do środka wszedł Seth w lekko rozpiętej koszuli i poluzowanym krawacie. W dłoniach trzymał kryształowe szklanki wypełnione do połowy whisky z lodem. Podał jedną Hermionie, a sam podsunął sobie krzesło i usiadł obok, popijając bursztynowy napój. Dziewczyna zgasiła papierosa o krawędź wanny i uśmiechnęła się lekko do Setha.
Zanim chłopak zapukał, podjęła kilka ważnych decyzji. Postanowiła na razie zapomnieć o Ronie i o tym całym gównie, w którym się znalazła, i dać szansę Sethowi. Blondyn w jakiś sposób zalepiał dziurę w jej sercu, za co była mu wdzięczna.
- Jak ci się tu podoba? Niczego ci nie brakuje? - zapytał Seth, opierając się wygodnie na krześle i krzyżując nogi tak, że kostka prawej nogi spoczywała na lewym kolanie.
- Średnio - skrzywiła się Hermiona, rozglądając się dookoła. - Myślałam, że z kranu wypłyną diamenty, ale wypłynęła woda. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo jestem rozczarowana.
- Porozmawiam o tym ze służbą, na pewno da się to naprawić.
żadne z nich się nie roześmiało, tak, jakby byli kompletnie poważni. W łazience zrobiło się gorąco od parującej z wanny wody, więc Seth zdjął koszulę, rzucając ją i krawat na podłogę, odsłaniając umięśnione i wytatuowane klatkę i ramiona. Lewą rękę miał zabandażowaną od nadgarstka prawie do barku.
- Jeżeli zdejmiesz jeszcze spodnie to będziemy kwita. - Hermiona uśmiechnęła się krzywo.
- Nie śpiesz się, koniku polny - odparł Seth, rzucając dziewczynie wymowne spojrzenie. Wstał i wyszedł, jedną dłoń trzymając w kieszeni spodni, a w drugiej dzierżąc szklankę z topniejącym lodem. Drzwi zostawił uchylone.
Hermiona uśmiechnęła się sprośnie i postanowiła zagrać w grę, którą zaczął Seth. Wyszła z wanny, zostawiając na podłodze mokre ślady, sięgnęła po koszulę leżącą niedaleko i założyła ją, nawet się nie wycierając. Krawat owinęła sobie wokół talii i zapaliła kolejnego papierosa. Ślizgała się mokrymi stopami po marmurze, więc założyła szpilki.
Kiedy weszła do pokoju, zastała Setha siedzącego na łóżku, z pełną szklanką w dłoni. Zapomniała, że w pokoju znajdował się mały barek. Spojrzała mu głęboko w oczy i po jakiejś wieczności podeszła do ściany i wydmuchała dym za okno. Napięcie wiszące w powietrzu można było kroić nożem.
- Masz już moją marynarkę, koszulę i krawat. - Usłyszała głęboki głos Setha, który nagle znalazł się tuż za nią. - Brakuje ci jeszcze spodni i butów do kolekcji.
Kiedy skończył to mówić, zdjął buty i kopnął je parę metrów dalej, żeby Hermiona mogła je widzieć.
- To trochę nie fair, bo ja nie mam żadnej twojej rzeczy. - Dziewczyna czuła jego ciepły oddech na swojej szyi. Teraz był jej ruch. Zsunęła ze stóp szpilki i kopnęła je w stronę butów Setha.
- Mam nadzieję, że nie będą ci za małe - mruknęła i zaciągnęła się papierosem.
- Zawrzyjmy umowę - Seth przesunął dłonią po ramieniu Hermiony, zjeżdżając w dół po plecach, talii i biodrze - spodnie za krawat.
Hermiona rozwiązała supeł i wcisnęła krawat w dłoń Setha, który rzucił go razem ze swoimi spodniami w nogi łóżka. Zimny powiew nocnego powietrza musnął jej skórę.
- Uwielbiam robić z tobą interesy - szepnął, muskając ustami jej szyję.
- Powinniśmy podpisać kontrakt - mruknęła, przymykając oczy.
- Koszula za bokserki.


***


Przez otwarte okno wpływało chłodne powietrze, poruszając delikatną jak pajęczyna zasłoną. Wschodzące, pomarańczowe słońce rzucało złote refleksy w których unosiły się drobne pyłki. Na podłodze leżały porozrzucane ubrania i złota narzuta, która ześlizgnęła się z łóżka. Biały baldachim poruszał się nieznacznie, a biała pościel szeleściła cicho.
Seth wpatrywał się w dziewczynę, która leżała na nim cały swoim ciężarem. Przytulał ją mocno do siebie, jakby bał się, że ktoś ją mu zabierze. Nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy - jasnej, z drobnymi piegami na nosie, zaróżowionymi policzkami i lekko rozmazanym makijażem. Wyglądała tak pięknie, kiedy spała. Tak spokojnie, czysto. Odgarnął niesforny kosmyk z jej wysokiego czoła. Była taka lekka i delikatna, że bał się przytulić ją mocniej z obawy, że ją zgniecie. Seth nie zdawał sobie sprawy, że przez cały ten czas się uśmiechał.
“Nie. Nie masz prawa czuć do niej cokolwiek. Musisz być obojętny”, skarcił się w duchu.
- Dzień dobry, kochanie - usłyszał, a jego serce zabiło szybciej. W ogóle się nie poznawał.
- Jak ci się spało? - zapytał, czując jej delikatne palce na swojej szyi.
- Cudownie, a tobie? - uśmiechnęła się wesoło, otwierając lekko opuchnięte powieki.
- Nie zmrużyłem oka. - “Nie. Przestań! Nie kończ tego zdania!”
- Dlaczego? - Hermiona poruszyła się delikatnie. Obydwoje byli nadzy.
- Nie mogłem przestać patrzeć jak śpisz - szepnął. - Wyglądasz wtedy tak niewinnie.
Hermiona pocałowała go czule w lekko spękane od alkoholu usta. “Idiota”.
- Co chcesz dzisiaj robić? - zapytał.
- Chcę zabrać ci wszystkie pieniądze i władzę - szepnęła mu do ucha i pocałowała go w szyję.
- Diabeł w ciele anioła.
- Anioł w ciele diabła.
- Idealna z nas para.
- Szsz… - uciszyła go i wstała.
Nie wiedziała czemu, ale w ogóle nie wstydziła się tego, że była całkiem naga. Przy Ronie zawsze się zakrywała, ale Seth wywoływał w niej takie sprzeczne uczucia i zachowania, że w ogóle nie widziała w sobie dawnej Hermiony. Zostawiła Setha i poszła wziąć prysznic,a gdy wróciła zastała go w pełni ubranego. Garnitur, koszula, błyszczące skórzane buty, woda kolońska.
- Widzę, że jestem daleko w tyle - zaśmiała się, siadając w ręczniku przy toaletce.
Magicznym sposobem wczoraj po późnej kolacji zastała w nowym pokoju nie tylko swoje rzeczy, ale też nowe ubrania, buty i kosmetyki. Zaczęła się malować, podczas gdy Seth przeglądał jej szafę.
- Co to? - zapytał, wyciągając starą koralikową torebkę, na którą dwa lata temu rzuciła zaklęcie zmniejszająco-zwiększające.
- Moja stara torebka, trzymam ją z sentymentu - skłamała.
- A to? - spytał po dłuższym czasie, trzymając w ręce różdżkę Hermiony. Dziewczyna przestraszyła się i odwróciła gwałtownie. Krew odpłynęła jej z twarzy. - Dziesięć i trzy czwarte cala, winorośl i, jak mniemam, włókno ze smoczego serca?
Hermiona tylko kiwnęła głową. Była w szoku.
- Nie mówiłeś, że jesteś czarodziejem.
- Nie chciałem tego robić na pierwszej randce - mrugnął do niej i zaczął dalej przeglądać ubrania.
W końcu wyciągnął rozkloszowaną, błękitną sukienkę w białe groszki w stylu lat 50. Zawiesił ją na wieszaku na drzwiach szafy, dobrał do tego białe szpilki, biżuterię i torebkę.
- Nie zapomnij o czerwonej szmince. Czekam na dworze.
- Lubisz mieć wszystko pod kontrolą, prawda? - zapytała, kiedy już miał przekroczyć próg.
- Tak. I nawet nie wiesz jak bardzo mogę się zdenerwować, gdy coś idzie nie po mojej myśli - odparł poważnie i zamknął drzwi.
Hermiona poderwała się i schowała strój, który wybrał Seth. Rzuciła ręcznik na ziemię i założyła obcisłe, jasne dżinsy sięgające talii i krótki, luźny, czarny top. Do tego na stopy wcisnęła czarne botki, a na ramiona narzuciła skórzaną kurtkę.
Kiedy wyszła na zewnątrz i schodziła po schodach w kierunku Setha, z satysfakcją obserwowała jego twarz, przez którą przemknął cień mroczny jak zimowa noc. Uśmiechnęła się do niego szeroko i weszła do czarnego samochodu. Ciarki przeszyły jej ciało na widok szofera z tatuażem na karku.
- Gdzie jedziemy? - zapytała, a jej głos zabrzmiał dziwnie słabo.
- Ja jadę spotkać się z moim przyjacielem i współpracownikiem. Ty wypijesz herbatę z jego narzeczoną.
- Mam ją do czegoś przekonać? Coś jej wmówić? Może wsypać jakiś proszek do herbaty? - zażartowała, ale Seth spojrzał na nią z lekkim potępieniem w oczach.
- Nie, masz tylko wypić z nią herbatę i być miła - odburknął poważnie, a Hermiona poczuła się dziwnie. Jego zachowanie w ciągu godziny zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dobrze - odparła i mimowolnie odsunęła się od niego odrobinę. Z powodu jednej rozmowy wytworzyła się między nimi niewidzialna bariera.
Nie wiedziała ile wysiłku kosztowało Setha potraktowanie jej tak chłodno.
Chwyciła go za rękę i położyła głowę na jego ramieniu, chcąc w ten sposób go rozchmurzyć. Chłopak podniósł jej dłoń i pocałował delikatnie jej wierzch.
Starał się rozumem zagłuszyć głos serca, które wołało: “Ona jest taka wspaniała! Chyba ją kocham”.
“Nie! Pamiętasz słowa ojca? “My, Nickolsonowie, nie bawimy się w takie głupoty jak uczucia”. Poza tym, ona jest szlamą”.

2 sierpnia 2014

Rozdział 5. - "Choć strach pcha mnie naprzód, moje serce wciąż bije tak powoli"

Stoję na scenie 
Scenie strachu i wątpliwości 
To pusta sztuka 
Lecz i tak otrzymam oklaski 

Moje ciało jest klatką 
Powstrzymującą mnie od tańca z moją miłością 
Mój umysł kryje klucz 

Żyję w wieku 
Który nazywa ciemność światłem 
Choć moja mowa jest martwa 
Kształty wciąż wypełniają moją głowę 

Muzyka: Arcade Fire - "My body is a cage"



15 listopada 1999

Obudził go wypalający wnętrznościa odór śmieci i wymiotów. Uchylił spuchnięte, sklejone ropą powieki i poruszył się niespokojnie na malutkich kawałkach szkła, rozsianych w promieniu dwóch metrów. Powoli wracał do rzeczywistości. Przypominał sobie wydarzenia od wyjścia z pociągu aż do widoku zgniłego mięsa z czyjegoś obiadu, much i pieluch.

Nagle, niczym sztormowa fala, uderzył w niego ból. Bolało go całe ciało, chociaż niektóre miejsca piekły mocniej niż inne. Jęknął i chwycił się kurczowo za brzuch. Wydawało mu się, jakby coś rozrywało go od środka.

Gdy tak kulił się na gołej ziemi, jak z mgły wyłoniło się wspomnienie ciemnej postaci w długim płaszczu, wyjmującej mu coś z zalanych krwią ust, rozwiązującej silne więzy na jego nadgarstkach i kostkach, opatrującej go z grubsza i wciskającej mu mały pakunek do kieszeni. Jak na zawołanie poczuł niewielkie zgrubienie w okolicach uda. Sięgnął tam i wyciągnął owiniętą sznurkiem chustkę. Z trudem rozwiązał supeł drżącymi rękoma, i wysypał zawartość na ziemię.

W świetle ulicznej latarni dojrzał parę tabletek, chusteczki i zwiniętą kartkę papieru. Natychmiast połknął wszystkie tabletki, nie zważając na ich przeznaczenie czy ilość. Miał tylko nadzieję, że w magiczny sposób ulżą jego cierpieniu. Zamknął oczy i leżał nieruchomo przez kilka minut, aż poczuł, że ból odpływa. Wziął do ręki kartkę i przeczytał:


Jeżeli to czytasz, Ron, natychmiast wstań. Możliwe, że kręcą się jeszcze w pobliżu.
Na pewno masz wiele pytań, dlatego czekam na Ciebie w pobliskim parku. Będziesz wiedział jak mnie znaleźć. Wybacz, że nie mogłem Ci bardziej pomóc, ale muszę też dbać
o własną skórę.
Do zobaczenia!
- T.


Pomimo bólu Ron wstał i pokuśtykał w stronę parku. Nie wiedział czemu, ale ten T. wzbudzał w nim zaufanie, niczym stary przyjaciel. Nadal był zlękniony po napadzie. Cały czas odwracał głowę, sprawdzając, czy nikt go nie śledzi. Starał się zagłuszyć strach, myśląc o Hermionie, ale to powodowało, że czuł się jeszcze gorzej. Cały czas obwiniał się o rozpad ich związku i o to, że Hermiona przez niego tak bardzo cierpiała.
Po kwadransie powolnego marszu, który stawał się coraz bardziej dołujący, obolały i wykończony dotarł do bram parku. Uchylił skrzypiącą furtkę i ruszył największą alejką.
Odruchowo sięgnął po różdżkę i trzymając ją teraz w dłoni, oświetlał sobie drogę magicznym światłem.
- Ron, tutaj! - usłyszał znajomy głos i odwrócił się w jego kierunku.
Parę chwil zajęło mu rozpoznanie znajomej twarzy, tak bardzo zmienionej, odkąd ostatni raz ją widział.
- Harry! Stary, jak dawno cię nie widziałem - uśmiechnął się i uściskał z nim..
- Też cieszę się, że cię w końcu widzę, ale nie mamy sporo czasu - wyjaśnił Harry, ruszając wgłąb parku. - Po tym jak razem z Hermioną wyprowadziłeś się z Nory wiele się zmieniło. Parę miesięcy po tym, jak zamieszkaliście w Londynie, do Nory przybył Kingsley Shacklebolt. Okazało się, że aurorzy mają kłopot z wyłapaniem wszystkich Śmierciożerców. Część z nich uciekła za granicę, ale większość jakby zapadła się pod ziemię. Z Ministerstwa zaczęli też znikać ważniejsi urzędnicy, o których nieoficjalnie było wiadomo, że mieli coś wspólnego z Voldemortem. Kingsley ostrzegł nas przed możliwym niebezpieczeństwem. Następnego dnia znaleziono go martwego we własnym gabinecie.
- Jak to możliwe, że nie wiedziałem o śmierci Ministra? - mruknął pod nosem Ron, zdając sobie sprawę, jak bardzo odsunął od siebie Świat Magii.
- Po tym morderstwie wszystko ucichło na dobry rok - kontynuował Harry. - Dopiero od miesiąca zaczęły się podejrzane porwania. Na samym początku byli to najmniej ważni urzędnicy Ministerstwa. Znikali i po tygodniu znajdowano gdzieś ich ciała. Czasami przy zwłokach leżały jakieś dziwne przedmioty, martwe węże albo liściki zapisane krwią “Nadchodzimy”. Dlatego Podziemie wznowiło działalność.
- Podziemie? - zdziwił się Ron.
- Razem z paroma osobami z dawnej Gwardii Dumbledore’a założyliśmy je tuż po śmierci Kingsley’a. Właśnie tam idziemy. - Harry uśmiechnął się lekko pobłażliwie i zaczął wyjaśniać dalej. - Te porwania robią się coraz poważniejsze. Ostatnio znaleziono starego Amosa Diggory’ego.
- Jak bardzo był… sponiewierany? - zapytał cicho. Pomimo że prawie nie znał Diggory’ego, poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu.
- Nie poznałbym go, gdyby mi nie powiedzieli - głos Harry’ego lekko zadrżał. - Ale inni wyglądali gorzej. Kiedy porwali Mafaldę Hopkirk, wysłali do rodziny pocztą ucho z jej kolczykiem. Nic więcej o niej nie wiemy.
- Te zniknięcia pewno wywołują panikę w Ministerstwie?
- Staramy się niczego nie nagłaśniać, ale po całym Świecie Magii krąży ostrzeżenie przed samotnymi spacerami w nocy i tak dalej.
- Jak wiele…?
- Piętnaścioro.
Zapadła długa cisza. Skręcili teraz we Friary Road i po paru minutach weszli do starej kamienicy. Zeszli schodami do piwnicy, gdzie znajdowały się kolejne drzwi. Harry stuknął w nie różdżką i ich oczom ukazało się wnętrze windy.
- Jedziemy do poziomu -4 - odezwał się Harry i nacisnął odpowiedni guzik. - “Zaopatrzenie i punkt medyczny”.
- A pozostałe poziomy? - zapytał z ponurą ciekawością Ron, opierając się ciężko o ścianę. Tabletki powoli przestawały działać.
- Poziom -6 to “Ściśle tajne” - tłumaczył Harry, wskazując kolejne guziki w windzie. -  -5: “Strategia. -3: “Treningi i testy”. -2: “Szpiedzy”, a nad -1 jeszcze pracujemy. Każdy z Podziemia jest przydzielony do odpowiedniego poziomu. Ja jestem w “Treningach i testach”, Neville w “Zaopatrzeniu i punkcie medycznym”, ale planujemy przenieść go do poziomu -1.
- Co jest na poziomie -6?
- Pokażę ci. Jako jeden z niewielu mam dostęp na wszystkie poziomy - uśmiechnął się porozumiewawczo do Rona. - Ale najpierw musimy cię podreperować.
Ledwo skończył to mówić, drzwi znowu się otworzyły. Przeszli przez ciemny korytarz i Harry postukał palcami we fragment ściany, jakby coś wpisywał. Usłyszeli syk i nagle uderzyło w nich bardzo jasne światło. Znaleźli się w wielkiej, metalowej sali, wypełnionej po brzegi lodówkami, zamrażarkami, szafami z różdżkami i mugolską bronią.
- Imponujące - odparł Ron, rozglądając się dookoła.
Stał przez dłuższy czas, przypatrując się małym, podłużnym pudełkom, które wywoływały tyle wspomnień. Pierwsze zakupy na Pokątnej, pierwsza różdżka, pierwsze spotkanie z Harrym i Hermioną…
- Ron, idziesz?
Usłyszał Harry’ego, który otwierał kolejne drzwi. Ruszył ku niemu, a jego kroki odbijały się echem od metalu.
- A tak właściwie, to czemu w liścikach podpisywałeś się “T.”? - zapytał, kiedy siedział na kozetce w dużej sali szpitalnej. Młody czarodziej w białym kitlu opatrywał jego głowę i ramię, uśmiechając się uprzejmie.
- Każdy z nas ma tutaj pseudonim - zaczął tłumaczyć Harry. - Na przykład ja, jestem Tomas. Mark to Hugh - wskazał na lekarza, który kiwnął głową potwierdzająco.
- Cóż, myślę, że wszystko już w porządku - odezwał się po minucie Mark. - Gdyby jeszcze coś ci dolegało to wpadaj. A teraz lepiej idźcie, za chwilę podadzą kolację.
Przyjaciele ruszyli w stronę trochę bardziej przytulnej sali, w której pachniało przygotowanym jedzeniem. Ron od progu zauważył wiele znajomych twarzy, siedzących przy stole. Poszedł za Harrym w kierunku przyjaciół i usiadł między Padmą Patil a Deanem Thomasem. Naprzeciwko rozmawiali Neville Longbottom, Ernie Macmillan i Angelina Johnson. Na drugim końcu stołu zauważył resztę Gwardii Dumbledore’a, dyskutującą ostro. Nie musiało minąć wiele czasu, aż Ron sam zaczął rozmawiać z dawnymi przyjaciółmi, gestykulując żywo.
         Gdy podano do stołu szum rozmów zagłuszyło stukanie sztućcami o porcelanowe talerze. Największą popularność zdobyła sałatka jajeczna według przepisu pani Weasley, toteż zniknęła z półmiska, zanim ktokolwiek się obejrzał.
        Ron wesoło rozmawiał z przyjaciółmi, wspominając dawne czasy i plotkując o tych ze znajomych, którzy byli nieobecni. Nagle usłyszał huk zamykanych drzwi i wszyscy zamilkli. Po sali rozległ się echem odgłos obcasów stukających o podłogę. Ron nie miał pojęcia kto wszedł do środka. Nie mógł też nic zobaczyć, więc zapytał siedzącego obok Deana.
        - To Dorian Fry. Przez trzy lata był szpiegiem Zakonu wśród Śmierciożerców. Był ukrytą prawą ręką Voldemorta. Kiedy wygraliśmy Bitwę o Hogwart, wszystko wyszło na jaw. Śmierciożercy chcieli się na nim zemścić, a Zakon uznał go za Śmierciożercę, więc uciekł na dwa lata i pojawił się dopiero parę miesięcy temu.
        Wszystkie oczy były wlepione w wysokiego, umięśnionego młodego mężczyznę, który nałożył sobie kromkę suchego chleba i trochę mięsa, i usiadł w kącie, jedząc wszystko lewą ręką. Z prawego mankietu wyzierała czarna dziura, w miejscu której powinna być dłoń.
Nic sobie nie robił z nieznośnej ciszy i czterdziestu par oczu, obserwujących każdy jego ruch.
        - Podobno teleportował się do Indii, gdzie zaokrętował się na statku handlowym – odezwała się Angelina. – Pewnej nocy zaatakował ich piracki statek. Nie było go w ogóle widać w ciemnościach, bo był cały czarny. – „Mówią, że do dzioba uczepione były ludzkie czaszki”, wtrącił Neville. – Porwali go i paru innych młodszych mężczyzn, resztę zabili i wrzucili do morza. Nikt nie wie jak udało mu się wkupić w łaski piratów, ale wkrótce stał się drugim oficerem. Pół roku temu zakotwiczyli statek w pobliżu jednego z madagaskarskich portów. Fry poszedł na zwiady do dżungli, ale zapuścił się za daleko i napadło na niego lokalne plemię. Wbili mu dmuchawkami dziewięć zatrutych strzałek w kark i szyję. Dlatego teraz zawsze chodzi z podniesionym kołnierzem. Ma naprawdę paskudne blizny. – Padma wzdrygnęła się tak mocno, że prawie nie spadła z krzesła. – Siedział w niewoli przez dwa miesiące. Traktowali go jak nową atrakcję: zamknęli w klatce, dźgali patykami i śmiali się z jego reakcji. Nie karmili go dobrze, więc szybko zaczął przypominać szkielet. Wtedy szaman uznał, że Fry nie jest już zabawny i chcieli zorganizować ostatnie przedstawienie z nim w roli głównej. – „Najbardziej bolesną i brutalną śmierć, jaką znali”, wytłumaczył Ernie. – Jednak w ostatniej chwili Fry teleportował się na Grimmuald Place 12, gdzie po miesiącu znalazł go Harry. Zaproponował mu współpracę w Podziemiu, a Fry się zgodził.
        Ron co chwila zerkał na tajemniczego mężczyznę, a z każdym kolejnym zdaniem odnajdywał w jego oczach, twarzy i postawie ciężar tych doświadczeń.
        - Co stało się z jego dłonią? – zapytał prosto z mostu.
        - Stracił ją wiele lat temu – odparł Harry. – Każdy ma inne zdanie na ten temat. Większość uważa, że odciął mu ją za karę Voldemort. Inni, że stracił ją podczas jednego z abordaży na statku pirackim, a jeszcze inni, że odcięli mu ją ludzie z plemienia i używali jako zabawki.
        - Jednak oficjalnie odciął mu ją Voldemort. Ci, którzy znali go wcześniej, twierdzą, że tuż po stracie drastycznie się zmienił. Przestał się uśmiechać, stał się okrutny i oschły.
        - Krążą plotki, że od tamtego czasu dziewczyny, które zaprowadza do swojego mieszkania co noc, nigdy z niego nie wychodzą – szepnęła Padma.
        Cała siódemka zawiesiła wzrok na postaci schowanej w kącie. Ron wyrobił już sobie zdanie o nim i nie było ono bynajmniej dobre. Nic mu się we Fry’u nie podobało: czarne, długie do ramion włosy, ciemne jak noc oczy, bruzdy na twarzy, ciemny zarost i dziura w prawym mankiecie.
        - Nie podoba mi się - mruknął Ron.
- Nie tobie jednemu - odparł Fry, zawieszając na Weasley’u zamrażające krew w żyłach spojrzenie.
I dobrze wiedział, że tym wzrokiem zmroził wszystkich w sali.
 ____________

Jednak wyrobiłam się wcześniej! I dobrze, bo ten rozdział chodził za mną przez połowę wyjazdu :P
Chciałam tylko zaznaczyć, że tytuł rozdziału, cytat i w dużej mierze piosenka dotyczą Fry'a (moja najbardziej ukochana postać w całym moim ff. Zaraz przed Sethem).