Jest gra16 listopada 1999
W którą gram
Są zasady
Które muszę złamać
Są błędy
Które zrobię
Ale zrobię je
Po mojemu
- Jak
śmiesz tak twierdzić?!
- Nie
jestem twoim podwładnym i nie myśl sobie, że pozwolę ci na taki ruch!
- W takim
razie, co uważasz za najlepsze wyjście z tej saytuacji?
- Na pewno
nie zaatakowanie niewinnych ludzi w środku nocy!
- Jeżeli my
tego nie zaczniemy, zrobią to oni. Póki co znamy ich kolejny ruch i jeśli
dobrze to wykorzystamy, zapobiegniemy śmierci tysiącom czarodziejów i mugoli.
Poza tym, nie uda im się zaatakować Ministerstwa i Hogwartu.
- Bo łby
łososi są warte łebków tysięcy żab…
- Ofiary są
konieczne! Jeżeli chcesz pokoju, to szykuj się do wojny, która lada chwila może
wybuchnąć!
W ciemnym
pokoju z wielkim stołem pośrodku, na którym leżała niezliczona ilość zapisanych
kartek i niepełnych akt, zapadło milczenie. Dorian stał naprzeciwko drzwi,
wychylony w kierunku Neville’a, z dłońmi położonymi na blacie. Twarz miał
ściągniętą, z jeszcze bardziej wyostrzonymi rysami, a jego oczy zaszły dymem,
jak zawsze, kiedy walczył, ręką czy słowem.
- Za trzy
dni o zmierzchu wszyscy mają stawić się na -4 piętrze w pełnym wyposażeniu.
Resztę rozkazów otrzymacie na zbiórce. Wykonać – wycedził przez zęby i
wyprostował się, zapalając papierosa.
Neville
spojrzał na niego z nienawiścią, ale tylko kiwnął głową i wyszedł. Całkowicie
nie podzielał zdania Doriana. Najlepiej byłoby zaatakować tuż nad ranem jakąś mniej
ważną bazę, a nie w nocy rzucać się na ich główną kwaterę. Jednak nie mógł się
sprzeciwiać, ponieważ to Fry zajmował się strategią, a on tylko wcielał jego
rozkazy w życie.
Inni
członkowie Podziemia też nie byli zadowoleni z decyzji Doriana, gdy się o niej
dowiedzieli. Szeptali między sobą, przesyłając dalej plotki o szczerej
nienawiści Fry’a do śmierciożerców. Nie wiedzieli jednak, dlaczego jest w stanie
zrobić wszystko za kolejne nazwisko zabitego lub pojmanego śmierciożercy na
swoim koncie. Cichy szum rozmów zaczynał zamieniać się w niebezpieczny pomruk,
jakby zapowiadający burzę. Napięcie i niezadowolenie rosło z minuty na minutę,
aż czarę przelał krzyk: „To samobójstwo!”.
Wybuchły
głosy protestów, których nie udało się nikomu uciszyć. Paru chłopaków z poziomu
-2 zbiegło na dół i chciało zaciągnąć siłą Doriana do sali z bronią, ale ten
wyrwał się i poszedł z własnej woli. Przywitały go wrzaski i gwizdy. Jednak on
zachował zimną krew, stanął na krześle, które było obok, i ogarnął tłum
chłodnym spojrzeniem. Krzyki ucichły natychmiast.
-
Śmierciożercy od roku terroryzują Świat Magii – zaczął. – Zabijają, porywają,
gwałcą, torturują i kradną. Wybili w pień połowę Ministerstwa Magii! Znów
przejmują kontrolę nad Hogwartem i innymi ważnymi instytucjami. I co? Uchodzi
im to płazem! Są bezkarni, a my pozwalamy sobą pomiatać! Boicie się ryzykować
na samym początku wojny? – zapytał, a jego głos zawisł nad głowami innych. – A
to właśnie w ciemnościach ogień płonie najjaśniej! Wzniecimy pożar, który
pochłonie ich wszystkich! Zostaną ukarani za to, co robili nam przez
kilkanaście lat! Nie pozwolimy im znów przejąć kontroli! – z każdym kolejnym
słowem wybuchały okrzyki aprobaty.
Dorian
dobrze wiedział, że nastrój tłumu szybko się zmienia i doskonale umiał to
wykorzystać. Kiedy zaczęli bić mu brawo, zszedł z krzesła i wrócił na -5
poziom. Ledwo zamknął za sobą drzwi, osunął się na podłogę, a krople potu
zaczęły spływać po jego surowej twarzy. Drżącymi dłońmi wyciągnął z kieszeni
strzykawkę, podciągnął rękaw koszuli i wstrzyknął sobie morfinę. Oparł głowę o
drzwi, zamknął oczy i czekał na ulgę, która nadeszła dopiero po dłuższej chwili.
Ból był
jego jedynym przyjacielem.
Tylko on
nigdy nie opuścił Doriana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz